Gdzie ci mężczyźni?

Gdzie ci mężczyźni?

Filmy francuskiego reżysera, Gaëla Morela są w Polsce słabo znane, żaden z nich nie trafił do naszych kin. Ale on sam nie powinien być dla nas postacią anonimową. Kinomani znają go z głównej roli w głośnym przed laty filmie André Téchinégo „Dzikie trzciny” (1994). To właśnie od postaci nieśmiałego, szukającego swej tożsamości geja zaczęła się filmowa kariera Morela.

Gaël Morel w filmie "Dzikie trzciny" reż. André Téchiné

Choć rola u Téchinégo przyniosła Gaëlowi m.in. nominację do Cezara (nagrody Francuskiej Akademii Filmowej) w kategorii „najbardziej obiecujący aktor”, nie został on nowym Alainem Delonem. Grywa nader rzadko, pojawił się m.in. w kolejnym filmie Téchinégo – „Loin” (2001). Poświęcił się reżyserii, gdyż to ona zawsze go interesowała najbardziej. „Dzikie trzciny” pozostają jednak kluczowym momentem w zawodowej biografii Morela również z tego powodu, że do dzisiaj chętnie współpracuje ze swoimi partnerami z planu tamtego filmu – Elodie Bouchez (którą pamiętamy przede wszystkim z nagrodzonej w Cannes roli w „Wyśnionym życiu aniołów” Erica Zonki) i Stéphanem Rideau (który zagrał w sześciu z ośmiu filmów wyreżyserowanych dotąd przed Morela).

Gaël jako realizator zadebiutował w 1995 roku krótkometrażówką „La vie à rebours”, a rok później ukończył swoją pierwszą pełnometrażową fabułę, którą możemy oglądać na OutFilmie – „Pełnym gazem”. Już ona określiła krąg zainteresowań Morela, portrecisty współczesnej męskości. Pasjonuje go nie tyle homoseksualność, ile homospołeczność. W jego filmach oglądamy młodą, męską wspólnotę złożoną z facetów różnych ras, narodowości, orientacji seksualnych, niekiedy także pochodzących z odmiennych klas społecznych. Morel obserwuje metamorfozy męskości, jej napięcia i frustracje, jej manipulacje, gry władzy i pożądania. To, jak mężczyzna stwarza siebie w relacji z innym mężczyzną – bratem, ojcem, kumplem, kochankiem, przełożonym… Styl Morela przypomina styl mistrza Téchiné – także próbuje on chwycić sytuację na gorąco, in statu nascendi, ukazać jej energię, niuanse psychologiczne i behawioralne. Dlatego też aktorstwo w filmach Morela jest intensywne, cielesne, gwałtowne, ale zarazem pozbawione improwizacyjnej swobody. W pewien sposób teatralne, składa się z póz i wyuczonych gestów, zaburzonych jednak emocjonalną gorączką. Bo każdy z bohaterów odtwarza jedynie przypisane mu role, z których, często bezskutecznie, próbuje się wyrwać.

Kadr z filmu "Pełnym gazem" reż. Gaël Morel

Kobiety, nawet jeśli pojawiają się na pierwszym planie, są przybyszami w tym męskim świecie. Ciałem obcym. Niekiedy próbują się w niego „wgryźć”, ale zwykle obserwują z boku spektakle męskości. Julie (Elodie Bouchez) w „Pełnym gazem” mówi do algierskiego imigranta, Samira (Mezziane Bardadi), że wiedziała o jego miłości do jej chłopaka, aspirującego pisarza, Quentina (Pascal Cervo). Obserwowała bowiem, jak się zmienia sposób zachowania, mowa ciała Samira w obecności Quentina. W filmach Morela powracają sceny, w których bohater lub bohaterka przygląda się w milczeniu młodym, męskim, nagim lub półnagim ciałom. Śpiącym, uprawiającym seks, tańczącym…

Kobiecość w świecie Morela może być także brakiem. Dotkliwym deficytem. Tak jest właśnie w kolejnym filmie dostępnym tutaj, „Trzej bracia” (2004). Tytułowi bohaterowie opłakują swą zmarłą matkę, nie potrafią pogodzić się z jej śmiercią, choć minęło od niej już parę lat. Domyślamy się, że to matka spajała tę męską wspólnotę, trzymała ją w ryzach. Teraz, bez niej, wszystko się rozpada, eskalują się konflikty wewnątrz rodziny. Tradycyjnie pojmowana męskość - zapatrzona w siebie, narcystyczna, ślepa, pełna pychy, nie poddana autorefleksji i krytycznemu oglądowi - to niewola, co podkreśla motyw capoeiry, sztuki walki, a zarazem rytualnego tańca stworzonego przez brazylijskich niewolników (ćwiczy go jeden z bohaterów). Również angielski tytuł filmu – „Three Dancing Slaves”- do tego się odnosi.

Mamy tutaj trzy warianty męskości. Ten najbardziej autodestrukcyjny, kaleki reprezentuje Marc (Nicolas Cazalé). Pragnie być maczo, wojownikiem, przywódcą stada, ale ponosi nieustannie klęski. Jest pełen sprzeczności – dumny, agresywny, jednocześnie oddaje się tak „niemęskim” czynnościom jak depilowanie ciała. Można także podejrzewać, że ukrywa swój homoseksualizm. On i chłopaki z jego ferajny (część z nich wywodzi się ze środowiska arabskich imigrantów) korzystają z usług transpłciowej prostytutki.

Inną drogę wybiera Christophe (Stéphane Rideau). Po wyjściu z więzienia wchodzi na ścieżkę posłuszeństwa i konformizmu. Podporządkowuje się systemowi, innym mężczyznom, tym, którzy rządzą w fabryce, gdzie się zatrudnia.

Największą zagadkę stanowi najmłodszy z braci, najbardziej wrażliwy, nieśmiały, homoseksualny Olivier (Thomas Dumerchez). Jaką drogą on pójdzie? Czy wyrwie się z niewoli swego „klanu”? Czy poleci tam, dokąd chce?

"Trzej bracia" reż. Gaël Morel

Scenariusze „Trzech braci” i najbardziej „heteroseksualnego” ze swoich filmów, „Po nim” (który pokazuje czasami TVP Kultura) napisał Morel wraz z innym homoseksualnym francuskim twórcą, Christophem Honoré. Bohaterką „Po nim” (2007) jest rozwiedziona matka (Catherine Deneuve), której syn, Mathieu ginie w wypadku samochodowym. Zrozpaczona po tej nagłej stracie, nie potrafiąca odnaleźć ukojenia Camille próbuje, ex post, przeniknąć do świata swego zmarłego dziecka. Było już kilka filmów na ten temat, przeważnie jednak pogrążony w żałobie rodzic nawiązywał bliższy kontakt z partnerem lub partnerką dziecka. Tymczasem Camille wpada w obsesję na punkcie najlepszego przyjaciela Mathieu, Francka (w tej roli Olivier z „Trzech braci”, Thomas Dumerchez, można zobaczyć, jak się pomyślnie rozwinął). Zaczyna go wręcz prześladować swoją troską, udawać jego prawdziwą matkę. Franck prowadził samochód, w którym zginął Mathieu (ma z tego powodu ogromne poczucie winy), trzymał go za rękę w momencie śmierci. Franck był Mathieu znacznie bliższy niż dziewczyny, z którymi chodził. Znamienne, że film otwiera scena przebieranki - chłopaki szykują się na wieczór kawalerski, zakładają kobiece stroje i nakładają na twarz makijaż. Męskość jest w tym filmie czuła, otwarta, pozbawiona zazdrości i lęku przed dotykiem innego mężczyzny, przed „zniewieścieniem”.

Ostatni, jak na razie, film Morela – „Notre paradis”, czyli „Nasz raj” (2011) wydaje się zarazem najmroczniejszym w jego karierze. Wyraźnie widać w nim wpływy francuskich „skandalistów” rzucających wyzwanie burżuazyjnej moralności, takich jak Jean Genet czy Louis-Ferdinand Céline. Vassili (Stéphane Rideau) to nieco już posunięty w latach, zapuszczony męski prostytut. W Lasku Bulońskim znajduje pobitego chłopaka (Dimitri Durdaine), któremu nadaje imię Angelo. Bohaterów połączy namiętność i… wspólna praca. Ich miłosną odyseję znaczyć jednak będą trupy klientów – zamożnych, niekiedy prowadzących podwójne życie mężczyzn – których morduje Vassili. Nie wiemy dokładnie, co nim powoduje. Czy to rodzaj prywatnej zemsty za jakieś przeszłe krzywdy (imię bohatera zdaje się wskazywać na jego imigranckie pochodzenie), czy raczej wynik frustracji wynikających ze starzenia się ciała i nieubłaganego wypadania z rynku („Lata gejowskie liczy się jak psie, podwójnie” – mówi w pewnym momencie Vassili – „Po trzydziestce jesteś już martwy”)? Vassili postrzega swą morderczą działalność jako krucjatę przeciwko zepsutym, zdeprawowanym burżujom, którym wydaje się, że za pieniądze można kupić wszystko, można poniżać i deprawować. W skorumpowanym, wrogim świecie jedyną rzeczą wartą ocalenia jest uczucie łączące parę społecznych wyrzutków.

W filmach Morela na mężczyzn patrzymy gejowskim okiem, ale to spojrzenie wykracza poza erotyczną fascynację. Jest przenikliwe, zaczepne, ostre, pozbawione wstydu i kokieterii, często sarkastyczne. Aż trudno uwierzyć, że w tym delikatnym chłopcu z „Dzikich trzcin” tyle odwagi, a nawet brawury.

Dodano: śr., 2014-04-09 18:32 , ostatnia zmiana: wt., 2017-06-13 04:05