Rewolucja pożerająca własne dzieci?

Zakończył się festiwal filmowy w Wenecji. Oto refleksje Małgorzaty Sadowskiej na temat kilku filmów queerowych pokazywanych w tym roku na festiwalu.

Rewolucja pożerająca własne dzieci?

O bezdusznej młodości Larry’ego Clarka, Grecie Gerwig w roli ex-lesbijki, transie w Hanoi i Pasolinim według Ferrary - wyłowione na festiwalu w Wenecji.

Pośród wszystkich handlarzy złem Larry Clark jest jednym z najbardziej pospolitych i najbardziej ordynarnych po prostu dlatego, że bez przerwy wykorzystuje motyw spisku młodych przeciwko starym, że wszystkie jego filmy nie mają innego celu niż podburzać dzieci, by zachowywały się wobec swoich rodziców nieludzko, bez odrobiny współczucia, i że nie ma w tym nic oryginalnego, ani nowego, to samo dzieje się we wszystkich dziedzinach kultury od pięćdziesięciu lat” – nie jest to wbrew pozorom recenzja pokazywanego w Wenecji „The Smell of Us”, lecz wypowiedź bohatera „Możliwości wyspy” Michela Houellebecqa odnosząca się do poprzednich dokonań Clarka. Oglądając „The Smell…” odniosłam wrażenie, że film jest rodzajem polemiki z ostrymi sądami z powieści, której bohater namawia do buntu starych przeciw młodym, i z pasją wykrzykuje: „Dlaczego na przykład młodzi samce lub samice, żarłoczni konsumenci o baranich móżdżkach, zawsze łakomi na kieszonkowe nie są przymuszani do prostytucji, jedynego dostępnego im środka, by spłacić choćby w najmniejszej mierze olbrzymie trudy i znoje, jakie są podejmowane w imię ich dobrego samopoczucia? I dlaczego w czasach, kiedy antykoncepcja jest wreszcie bezpieczna, a ryzyko genetycznego zwyrodnienia doskonale zlokalizowane, podtrzymywać to absurdalne i upokarzające tabu kazirodztwa? Oto prawdziwe pytania, autentyczne moralne problemy!”

Clark rzeczywiście opisuje rzeczywistość jako pole walki młodych ze starymi: ci pierwsi mają forsę, której łakną młodzi, ci drudzy  - ciała, których pragną starzy. Nakręcony w Paryżu (gdzie amerykański reżyser spędził dużo czasu w 2010 roku z racji swojej retrospektywy „Kiss the Past Hello” w Musee d'Art Moderne) film portretuje świat, w którym po obyczajowej rewolucji pozostał tylko ów żałosny, kapitalistyczny z ducha transfer. Może dlatego „The Smell of Us” można czytać jako oskarżenie rodziców, niegdysiejszych rewolucjonistów, którzy dziś zjadają – i to niemal dosłownie -swoje dzieci. Nienasyceni, zepsuci starcy ssą więc chłopięce stopy; pijana matka namiętnie całuje i wącha syna, jakby chciała zlizać z niego całą jego młodość. Kazirodztwo – jak życzył sobie Houellebecq – zawitało do świata Larry’ego Clarka. Te kazirodcze relacje rzeczywiście podszyte są nieskrywaną wzajemną zawiścią, ale nawet jeśli skaterzy, których portretuje amerykański reżyser, są jedynie karykaturą buntowników, to na swoją obronę mają przynajmniej piękne ciała (ludzie dojrzali pokazani są tu bezlitośnie, a kobiety z odrazą wyraźnie mizoginicznej proweniencji). Kamera zachłannie oblizuje szczupłe brzuchy, gładkie pośladki, anielskie twarzyczki, wąskie ramiona chłopców. Pieści je z zachwytem, obwąchuje, wciska się pomiędzy uprawiających seks kochanków – sam 72- letni Larry Clark okazuje się więc być jednym z tych nienasyconych starców, pierwszorzędnym podglądaczem, aktywnym uczestnikiem łańcucha wymiany młodości na kasę. To bodaj pierwszy film twórcy „Ken Park”, który tak bardzo rozczarowuje.

Jedyne, co udaje mu się osiągnąć to zgorszenie burżuja – artystyczną i intelektualną miałkość filmu Clarka obnażył szczególnie dotkliwie sąsiadujący z nim w konkursie „Pasolini” Abla Ferrary. Jakby naśladując konstrukcję „Petrolia” (ostatnia, niedokończona książka twórcy „Salo”, łącząca esej, poezję i powieść) Ferrara buduje swoje nierówne dzieło z epizodów. Na ekranie miesza sceny z ostatniej doby życia Pasoliniego (z ogromnym wyczuciem,  powściągliwie zagranego Willema Dafoe) z fragmentami oryginalnych filmów włoskiego reżysera. Rekonstruuje też sceny z „Porn-Theo-Collosal” – to scenariusz, którego Pasolini nie zdążył zrealizować. Zresztą Ferrara całkowicie poległ w próbie zmierzenia się ze stylem swojego mistrza. Sercem całości jest jednak wywiad, ostatni, udzielony na kilka godzin przed śmiercią, na prośbę Pier Paola Pasoliniego noszący tytuł „Wszyscy żyjemy w niebezpieczeństwie”. „Płacę cenę, za życie, jakie prowadzę… – mówi artysta. – To jest tak, jakbym schodził do piekła”. U Abla Ferrary w drogę do piekła zamieniają się ciemne ulice Rzymu, jego obwodnice, wiodące ku przeznaczeniu mającemu twarz czarnowłosego aniołka. Tam, gdzie inni widzieliby sprzeczności, Ferrara widzi świadome, uważne życie, potrzebę pełni, której warunkiem jest ryzyko: intelektualne, artystyczne, polityczne, ale i to związane z nocnymi łowami na chłopców w nieciekawych dzielnicach.

Debiutancki „Flapping in the Middle of Nowhere” Hoànga Nguyên Diepa pokazuje rzeczywistość Hanoi właśnie od strony tych, którzy szczęścia szukają na ulicy. Transwestyta Linh nie jest co prawda głównym bohaterem filmu, ale dopełnia obrazu świata, w jakim żyje Huyen, ledwie wiążąca koniec z końcem studentka, która nie może się zdecydować, czy usunąć niechcianą ciążę. To obrotny Linh namawia dziewczynę na prostytucję, by w ten sposób zebrała pieniądze na zabieg. W finale oboje jednak ponoszą klęskę: Huyen śni na jawie o wielkiej miłości, przegapiając dopuszczalny termin aborcji. Wie, że na ojca dziecka nie może liczyć. Dorwany na ulicy, pobity Linh musi wyjechać z miasta. Ciężarna dziewczyna i transwestyta wydają się bohaterami z innych planet, ale u Hoànga Nguyên Diepa należą do tej samej kasty wyrzuconych na margines, wiodących kruchą, bardzo niepewną egzystencję na obrzeżach wielkiego miasta.

Na antypodach tego nierównego, wymierzonego pod festiwale melancholijnego filmu plasuje się tragikomedia „Humbling” Barry’ego Levinsona z Alem Pacino w roli głównej. Dość konwencjonalna adaptacja powieści Philipa Rotha „Upokorzenie” za bohatera ma kolejnego „starca”: dojrzałego aktora w kryzysie, który po nieudanym samobójstwie chwyta się ostatniej szansy na „nowe życie” i „nowy początek”. Ów nowy początek nosi imię Pegeen (jak zwykle swobodna i szalenie naturalna Greta Gerwig) i od 17 lat jest… lesbijką. Pegeen porzuca kochankę, zazdrosną, z lekka niezrównoważoną Louise, gdy jej drogi krzyżują się z drogami naszego upadłego aktora, faceta w wieku jej rodziców (przyjaciela rodziny zresztą). Lesbijki mogą nie polubić tego filmu, przede wszystkim z racji owego cudownego nawrócenia Pegeen na heteroseksualizm. Mnie się jednak wydało, iż celem i Rotha, i za nim Levinsona było raczej zderzenie Simona z życiem, którego chciałby być częścią, ale za którym zupełnie już nie nadąża. Pegeen przestała być lesbijką, a jej poprzednia partnerka (o znaczącym imieniu Priscilla, obecnie - Prince), zmieniwszy płeć – kobietą. Teraz, jako facet, nachodzi dom Simona namawiając byłą do powrotu.

Oto zdumiewająca elastyczność młodych, którzy życie traktują, jak wielką przymierzalnię: tożsamości, ról, związków. Gdy coś przestaje ci pasować, po prostu składasz reklamację i idziesz sobie do innego sklepu. W „Humbling” wpisana jest perspektywa starzejącego się mężczyzny, który odkleja się coraz bardziej od coraz mniej zrozumiałego świata, a na swoją obronę ma tylko ironię. Na swój sposób Humbling też podsuwa nam wizję świata jako wojny nie płci, nie klas, lecz pokoleń. I paradoksalnie póki co to starzy wygrywają: w końcu to ich filmy w większości oglądałam w tym roku Wenecji. Młodzi na ich tle wypadli apatycznie i blado, jakby ktoś wyssał z nich całą krew.

P.S. Wenecki Queer Lion 2014 powędrował do Mario Fanfaniego, twórcy „Les nuits d'été”.

Dodano: ndz., 2014-09-14 15:15 , ostatnia zmiana: wt., 2017-06-13 04:05