Na dalekim planie. Geje w amerykańskim kinie komercyjnym

Na dalekim planie. Geje w amerykańskim kinie komercyjnym

Zapewne nieprędko osoby homoseksualne staną się pierwszoplanowymi bohaterami hollywoodzkich produkcji. Cóż, komercyjne filmy skierowane są do masowej widowni, ich twórcy muszą więc myśleć kategoriami większości. A ta niekoniecznie życzy sobie oglądania całujących się mężczyzn czy lesbijskich uniesień. Poza tym, amerykańskie produkcje trafiają też do krajów, w których homoseksualizm wciąż jest nielegalny lub pozostaje tematem tabu.

Choć więc mieliśmy w ostatnich latach kilka prestiżowych i nagradzanych filmów o gejowskich i lesbijskich postaciach (vide: „Obywatel Milk” Gusa van Santa, „Wszystko w porządku” Lisy Cholodenko), to jednak kino stricte rozrywkowe nie eksponuje bohaterów, których można posądzić o „niesłuszną” orientację. Ale bywa, że puszcza do publiczności oko, jak to miało miejsce, na przykład, w ostatnim, jak na razie, filmie o Jamesie Bondzie - „Skyfall” Sama Mendesa, gdzie złowrogi Silva (Javier Bardem) czyni awanse związanemu agentowi 007 (Daniel Craig), ten zaś dzielnie przyjmuje je na klatę i sugeruje, że tego typu namiętności nie są mu obce. Jednak, krążący jako plotka kilka lat temu, pomysł, by rzeczywiście wplątać Bonda w homoseksualny romans, nie został dotąd zrealizowany. Podobnie nie udało się Rupertowi Everettowi (jednemu z pierwszych wyautowanych aktorów) zrobić filmu o gejowskim superbohaterze, co ponoć swego czasu planował.

Wielki Liberace"Wielki Liberace" (2013)

W ostatnich latach sytuacja zdaje się wręcz, przynajmniej w showbiznesie kinowym, zmieniać na gorsze. Dwa najgłośniejsze filmy homoseksualne - „Wielki Liberace” (2013) Stevena Soderbergha oraz „Odruch serca” (2014) Ryana Murphy’ego (oparty na sztuce Larry’ego Kramera opowiadającej o początkach epidemii AIDS w gejowskim środowisku Nowego Jorku) musiały powstać dla telewizji HBO, gdyż żadna z hollywoodzkich wytwórni nie odważyła się wyłożyć na nie pieniędzy. Uznano je bowiem za „zbyt gejowskie”. Generalnie, telewizja stała się dzisiaj miejscem, w którym osoby LGBTQ mogą znaleźć swoją reprezentację i to nie ukrytą gdzieś w tle, ale wysuniętą na pierwszy plan. Wymieńmy tylko kilka głośnych seriali z naszego stulecia: „Sześć stóp pod ziemią”, „Glee”, „Czysta krew”, „Orange Is a New Black” z pierwszą otwarcie transseksualną aktorką, Laverne Cox czy, stricte gejowskie, „Spojrzenia”.

"Sokół maltański" (1941), od góry: Peter Lorre i Sydney Greenstreet"Sokół maltański" (1941); od góry: Peter Lorre
i Sydney Greenstreet

Jednak w hollywoodzkich produkcjach kinowych postacie LGBTQ wciąż są odsyłane na zaplecze. Można powiedzieć, że to i tak nieźle w porównaniu z niedawnymi przecież czasami, gdy o homoseksualistach należało w filmach milczeć lub ewentualnie wyrażać z litością bądź potępieniem. Z drugiej strony, ta podrzędna rola mniejszości ma długą, nierzadko homofobicznie nacechowaną tradycję. Przez całe dekady „odmieniec” (którego tożsamości seksualnej nie wolno było, oczywiście, nazywać po imieniu ani jawnie demonstrować) nie dość, że mógł się pojawić na ekranie tylko jako postać drugoplanowa lub epizodyczna, to jeszcze  należało uczynić z niego złoczyńcę albo śmieszną figurę, wzbudzającą rozbawienie na widowni. Na przykład, w klasycznym „Sokole maltańskim” (1941) Johna Hustona mamy wypacykowanego krętacza, Joela Cairo (granego przez Petera Lorre’a), który rozdaje wizytówki pachnące gardenią. W innym czarnym kryminale, „Laurze” (1944) Otto Premingera cyniczny, dekadencki pisarz i dziennikarz, Waldo Lydecker (Clifton Webb) okazuje się mordercą. W „Rebece” (1940) Alfreda Hitchcocka wyniosła i złowieszcza gospodyni, pani Danvers (Judith Anderson) jest obsesyjnie zakochana w swej zmarłej pani. Z kolei, w opowiadającej o „wojnie płci”, komedii „Żebro Adama” (1949) George’a Cukora oglądamy zniewieściałego kompozytora, Kipa Lurie (David Wayne), który przyjaźni się z feministyczną bohaterką, graną przez Katharine Hepburn i budzi dezaprobatę jej męża - „prawdziwego mężczyzny”.

Szczęśliwie, jesteśmy już daleko od epoki, w której inna orientacja seksualna obowiązkowo łączona była w kinie z patologiami i wypaczonym charakterem, ale wciąż homoseksualista w hollywoodzkiej produkcji może być, co najwyżej, najlepszym przyjacielem heteroseksualnego bohatera lub (częściej) heteroseksualnej bohaterki. Choć układ taki - na co wskazuje właśnie przykład „Żebra Adama” -  od dawna funkcjonuje w kinie, to w ostatnich dekadach przybrał na sile. Zwłaszcza po sukcesie komedii P.J. Hogana „Mój chłopak się żeni” z roku 1997, w której powiernikiem granej przez Julię Roberts, Julianne był gej, George. Wcielił się w niego wspomniany wcześniej Rupert Everett i zrobił to tak brawurowo, że ukradł show (Everett dostał zresztą za tę rolę nominację zarówno do Złotego Globu, jak i nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej). Rok później, na telewizyjne ekrany trafił pierwszy sezon sitcomu „Will & Grace” opowiadającego o perypetiach przyjaźniącej się ze sobą i okresowo także wspólnie mieszkającej pary - heteroseksualna kobieta (zagrała ją Debra Messing) i homoseksualny mężczyzna (Eric McCormack). Trzeba przyznać, że ten bardzo zabawny serial równorzędnie traktował oboje bohaterów, „po równo” pokazując ich romanse i miłosne przygody. Odniósł także olbrzymi sukces, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, tak więc ów „topos” żeńsko-gejowskiej przyjaźni uczynił niejako kanonicznym.

Will & Grace (1998 - 2006)Will & Grace (serial telewizyjny, 1998 - 2006)

Również w 1998 roku pojawiła się komedia „Moja miłość” Nicholasa Hytnera, w której Jennifer Aniston wręcz się zakochała  w swoim gejowskim przyjacielu (grał go Paul Rudd). Innego rodzaju komplikacje występują w ostatnim filmie Johna Schlesingera, „Układ prawie idealny” - tutaj heteroseksualna Abbie (Madonna) i homoseksualny Robert (znowu Rupert Everett), po alkoholowym wieczorze, lądują razem w łóżku.  Konsekwencją tego jednorazowego „wybryku” jest dziecko, które postanawiają wspólnie wychowywać. Jednak Abbie znajduje w końcu faceta i chce wraz z nim przejąć opiekę nad synem. Sprawa trafia do sądu i rujnuje przyjaźń bohaterów.

Wątek kobieta-gej znajdziemy także w dziełach kostiumowych, np. w „Julii” (2004) Istvana Szabo z Annette Bening i Brucem Greenwoodem. Mamy również jego odpowiednik w polskich filmach - w „Ławeczce” (2004) Macieja Żaka, gdzie rudego geja zagrał Artur Pontek oraz w „Małej wielkiej miłości” (2008) Łukasza Karwowskiego - tu Marcin Bosak wspiera w trudnej ciąży Agnieszkę Grochowską.  W pewnym momencie chyba uznano jednak w Hollywoodzie, że wątek ów jest nazbyt już banalny i wyeksploatowany. Tak więc, teraz często, w różnego rodzaju komediach i filmach obyczajowych, to heteroseksualny, męski bohater przyjaźni się z gejem. Sięgnijmy chociażby do nie najmłodszego dziełka z Adamem Sandlerem „Supertata” z roku 1999. Bohater uczy się tam, jak być odpowiedzialnym człowiekiem i porządnym ojcem od swych gejowskich przyjaciół, prawników, pozostających w związku partnerskim.

"Scott Pilgrim kontra świat" (2007), na zdjęciu Kieran Culkin"Scott Pilgrim kontra świat" (2007);
na zdjęciu Kieran Culkin

Zabawnie wygląda ta relacja homo-hetero w ekranizacji komiksu „Scott Pilgrim kontra świat” (2007) Edgara Wrighta. Tytułowy bohater (Michael Cera) jest ciamajdowaty i nadwrażliwy, ma więc wiele cech stereotypowo przypisywanych gejom. Jednak, przeciwnie, kocha się w dziewczynie i, by ją zdobyć, musi pokonać  jej siedmiu „byłych”. Nauki pobiera od swego współlokatora i przyjaciela, męskiego i dominującego Wallace’a (Kieran Culkin), który z niejednego pieca chleb jadł i nadal je. Bez jakichkolwiek zahamowań uwodzi chłopaków i sypia, nierzadko z kilkoma naraz.

W szeroko pojętym hollywoodzkim kinie obyczajowym, zwłaszcza w obyczajowych komediach niemal obowiązkowo musi się dzisiaj pojawić wątek czy postać homo lub choćby żart, aluzja do gejostwa. Np. w „Sex story” (2011) Ivana Reitmana jedna z postaci ma dwóch ojców-gejów,  główna bohaterka z gejem wynajmuje mieszkanie, są też lesbijskie pocałunki. Z kolei w „Tedzie” (2012) Setha MacFarlane’a kumple nieustannie puszczają niewybredne dowcipy na temat „pedalstwa”, zaś jeden z nich odkrywa, że rzeczywiście woli facetów, a do tego jest masochistą. Wszystko to jednak są zaledwie ornamenty i drobnostki, nieistotne dla fabuły, której główny trzon pozostaje do bólu heteroseksualny. Ciekawe również, że, o ile gej jako „miłe urozmaicenie” został już przez „komercję” zaakceptowany, o tyle nader rzadko pojawia się w kinie głównego nurtu lesbijska powiernica czy kumpela. Lesbijki, jak widać, są wciąż twardym orzechem do zgryzienia dla Hollywoodu.

Nie ma co liczyć na to, że Fabryka Snów przestanie nas traktować jak kolorowe tło dla swoich koszmarów i sielanek. Jeśli więc chcecie oglądać pełnokrwistych, niejednoznacznych, intrygujących, prawdziwych bohaterów z kręgów LGBTQ, musicie szukać ich w filmach robionych „z dala od zgiełku”. W tych chociażby, które są pokazywane na stronie outfilm.pl.

Dodano: wt., 2014-11-25 15:51 , ostatnia zmiana: wt., 2017-06-13 04:05