François Ozon - starszy i piękny.

Na ekrany polskich kin wszedł właśnie najnowszy film François Ozona zatytułowany „Nowa dziewczyna”. Z tej okazji przypominamy wątki LGBTQ obecne w innych filmach francuskiego reżysera.

François Ozon - starszy i piękny.

Minęły już niemal dwie dekady, odkąd François Ozon był nazywany enfant terrible francuskiej kinematografii oraz pupilkiem światowej krytyki filmowej. Jako że stałość uczuć zarówno w świecie filmowym, jak i dziennikarskim należy raczej do rzadkości, kiedy tylko forma dawnego pieszczocha zaczęła się obniżać (a metryka nieubłagalnie rosnąć), jego miejsce zajęli kolejni twórcy. Pod koniec zeszłego dziesięciolecia, po słabszych realizacjach w rodzaju „Angel”, „Schronienia” czy „Żony doskonałej”, nowym ulubieńcem frankofońskich (i nie tylko) mediów obwołano debiutującego właśnie Kanadyjczyka Xaviera Dolana, który urodził się mniej więcej w tym czasie, kiedy Ozon zaczął kręcić swoje pierwsze filmy krótkometrażowe.

Ozonowi nie wypadało utyskiwać na niekryty ejdżyzm popkultury, gdyż sam na nim wypłynął. Zainteresowanie, jakie towarzyszyło mu u początków kariery, pompowało jego ambicje i pchało karierę do przodu. W latach 90. „młody geniusz”, którego chętnie wkładano w poczet twórców kina postmodernistycznego (jakże modne było to niegdyś pojęcie!), zaskakiwał i rósł z każdym kolejnym filmem, gromadząc coraz większe budżety i coraz bardziej uznane nazwiska, by na przełomie wieków w nazwanym przez Ingmara Bergmana arcydziełem „Pod piaskiem” (2000) rozpocząć długoletnią współpracę z Charlotte Rampling. Ozonomania swoje apogeum osiągnęła przy „Ośmiu kobietach” (2001) – przeboju kasowym, który obsadził już samymi wielkimi nazwiskami z Fanny Ardant i Catherine Deneuve na czele. W dodatku był na tyle zuchwały, by dwie legendy francuskiego kina, grające tu szwagierki, najpierw rzucić na siebie z pazurami, a potem walkę tę zakończyć namiętnym pocałunkiem.

Wątki LGBTQ w twórczości Ozona (homoseksualisty, który nie musiał wychodzić z szafy, bo nigdy nie dał się w niej zamknąć) obecne były już w pierwszych krótkometrażówkach, trudno jednak uznać je za centralny motyw jego twórczości. Charakterystyczne dla francuskiego reżysera zainteresowanie pożądaniem, uwodzeniem, przekroczeniami, a także pewnym rodzajem melancholii, nie jest w jego filmach właściwe tylko postaciom homoseksualnym. Niekiedy nie pojawiają się one wcale („Pod piaskiem”) albo tylko w tle, jak w „Żonie doskonałej”, gdzie orientacja granego przez Jeremie’go Reniera syna tytułowej bohaterki jest ledwie zasygnalizowana (zgodnie z duchem lat 70., w których osadzony jest film, siedzi on jeszcze w szafie, stopniowo, jak jego matka, dojrzewając do emancypacji). Zamiast jawnie gejowskiego kina często wystarcza Ozonowi dyskretna homoerotyka, buzująca najmocniej nie w obrazie, a w głowie widza. Taką właśnie energię czuć między Charlotte Rampling a jej kolejnymi filmowymi partnerkami: Ludivine Sagnier w „Basenie” czy Marine Vacth w „Młodej i pięknej”.

Niekiedy jednak wątki LGBTQ wychodziły na pierwszy plan i to rozkosznie niesfornym krokiem. Tak było chociażby w pełnometrażowym debiucie Ozona „Sitcomie” (1998). Schemat fabularny znany z „Teorematu” Piera Paola Pasoliniego (Ozon to reżyser-erudyta po studiach filmoznawczych, w jego dziełach pełno jest cytatów z twórców o bliskiej mu wrażliwości), w którym niespodziewany gość burzy status quo mieszczańskiej rodziny, służy tu do queerowania na wszelkie sposoby francuskiej burżuazji. W „Czasie, który pozostał” – podobno najbardziej osobistym filmie Ozona – twórca portretuje umierającego fotografa (Melvil Poupaud, późniejszy Lawrence z filmu Dolana), porzucającego kochanka na rzecz… pozostawienia po sobie potomka. W „5x2”, moim ulubionym filmie reżysera, w pięciu scenach, prezentowanych wbrew chronologii, opowiada historię związku heteroseksualnej wprawdzie pary, dla której jednak rozpadu  przyczyniają się pożądanie kobiece oraz homoseksualne.

Interesuje ono Ozona dużo bardziej niż pociąg heteroseksualny, chyba że ten związany jest z jakimś występkiem czy perwersją. Różny jest też  status ontologiczny tych pożądań - niekiedy pragnienia zostają zrealizowane („Młoda i piękna”), innym razem pozostają wyłącznie w głowach bohaterów („U niej w domu”). Najczęściej jednak, jak w „Basenie”, trudno go definitywnie rozstrzygnąć. Filmy Ozona uciekają bowiem od realizmu, odwołując się bardziej do rzeczywistości „z celuloidu” niż prostych realiów. Widać to nie tylko w filmach opływających teatralną sztucznością w rodzaju „Ośmiu kobiet”, ale nawet w niby-odwzorowującym rzeczywistość „Rickym”, którego reżyser sam nazwał połączeniem stylu Cronenberga i braci Dardenne. Tu bohaterka rodzi dziecko, któremu zaczynają rosnąć skrzydła – jednak nie anioła, a kurczaka.  Można to traktować jako metaforę niepełnosprawności, ale także każdej inności, którą trzeba zaakceptować i pokochać. Matka musi w końcu pozwolić Ricky’emu odlecieć. Na podcinanie skrzydeł i wymuszanie respektu dla społecznych wyobrażeń nie ma przyzwolenia w świecie Ozona. 

François Ozon i Anaïs Demoustier na planie filmu "Nowa dziewczyna"François Ozon i Anaïs Demoustier na planie filmu "Nowa dziewczyna" (mat. dystr.)

Buntująca się przeciwko nim jednostka często jest centralną postacią jego filmów. Czasem, niczym Isabelle z „Młodej i pięknej”, która dzięki prostytucji próbuje ukonstytuować swoją niezależność i kobiecość (czy w ogóle seksualność - początkowo film miał opowiadać o prostytuującym się chłopcu), robi to instynktownie. Innym razem do stawienia oporu normom bohaterowie muszą dojrzeć - tak dzieje się we wchodzącej właśnie na nasze ekrany „Nowej dziewczynie”. Zagubiony nie jest tu wcale przebierający się w damskie fatałaszki wdowiec (Romain Duris), a odczuwająca do niego/niej pociąg i niepotrafiąca sobie z tym poradzić Claire (Anaïs Demoustier). Cross-dressing, nieutożsamiany w filmie z homoseksualizmem, jeszcze mocniej jednak burzy wyobrażenia o respektowaniu ról przynależnych mężczyznom i kobietom.

Pojawienie się postaci trans – będącej gdzieś pomiędzy – odsyła do wczesnego filmu Ozona „Krople wody na rozgrzanych kamieniach” (1999). Reżyser wziął w nim na warsztat nigdy niewystawianą sztukę teatralną ikony kina gejowskiego, Rainera Wernera Fassbindera. Ubrał ją w typową dla siebie ironiczną konwencję, zachowując jednocześnie dramatyzm opowieści, w której, zgodnie z duchem niemieckiego autora, obowiązuje „prawo silniejszego”, a słabszy jest zawsze ten, kto kocha mocniej. Rozpisany na cztery postaci melo-komedio-dramat przekraczał granice płci, wieku, w końcu samej śmierci. „Nowa dziewczyna” ma coś ze słodkiej bezczelności „Kropli”, będąc jednocześnie dziełem o ciężarze politycznym (Ozon pisał scenariusz podczas protestów związanych z legalizacji małżeństw homoseksualnych we Francji). Jest też kolejnym po „U niej w domu” i „Młodej i pięknej” dowodem na to, że prawie pięćdziesięcioletni dziś reżyser powrócił do najwyższej formy. I wciąż rozkochany jest w dwuznacznościach.

Dodano: pon., 2015-07-06 15:04 , ostatnia zmiana: wt., 2017-06-13 04:05